Najpierw teoria – kleszcze to pajęczaki, zakwalifikowane do tej samej grupy, co roztocza. Są stworzeniami wysoko wyspecjalizowanymi w pasożytowaniu, bo żeby przeżyć, potrzebują krwi. Dużo krwi! Łobuzy potrafią ukryć się w zakamarkach ciała, ludzkiego czy zwierzęcego, i paść się tam nawet przez 15 dni. Aparat gębowy kleszcza przypomina nożyczki, ma też ryjek, który tworzy otwór w ukrwionej tkance. Na dodatek znieczula miejsce ataku śliną. Przy pomocy długiego rzędu niewielkich kolców przyczepia się do żywiciela i w nim tkwi. Właśnie zaczął się sezon na kleszcze. W Polsce występuje 20 gatunków, z czego 3 czyhają na twojego psa.
Najbardziej znanym jest Ixodes ricinus, kleszcz pospolity, potem kleszcz łąkowy – Dermacentor reticulatus i wreszcie Rhipicephalus sanguineus , czyli kleszcz psi, z psiego punktu widzenia najmniej groźny. Ich łacińskie nazwy brzmią niemal jak zaklęcia Harrego Pottera, ale posiadacze tych nazw są równie sympatyczni jak dementorzy. Wsysając się w psa, są potencjalnym źródłem zakażenia rozmaitymi chorobami, znanymi pod wspólnym mianem chorób odkleszczowych. I tak kleszcz pospolity może zakazić boreliozą, ale też anaplazmozą czy kleszczowym zapaleniem mózgu. Kleszcz łąkowy to nosiciel przede wszystkim babeszjozy, ale także anaplazmozy, erlichiozy oraz boreliozy . Oczywiście, nie każdy wbity kleszcz oznacza chorobę, jednak statystyki są nieubłagane i twierdzą, że co trzeci.
Kleszcze mieszkają w trawie, chowają się pod liśćmi, wysoko sobie cenią lasy liściaste i mieszane, a do ataku przystępują zarówno rankiem, jak i wieczorem. Najmniej aktywne są w południowy skwar. Sygnał o zbliżającej się ofierze daje im aparat Hallera, specjalnie wykształcony narząd zmysłu, znajdujący się w pierwszej parze odnóży. Aparat Hallera jest wyposażony o wiele lepiej niż armia rosyjska, w termoreceptory, chemoreceptory i mechanoreceptory. Kleszcz zatem znakomicie wyczuwa nadchodzącą stołówkę, po zapachu, cieple i ruchu. Kiedy ofiara zostanie namierzona, agresor spada na nią, wdrapuje się albo pozwala się zgarnąć z ziemi przy tarzanku. Potem wędruje po psim ciałku, szukając łatwo dostępnego miejsca, gdzie skóra jest cieńsza i mniej owłosiona. Zazwyczaj są to okolice pyska, uszu, pachwiny czy delikatna skóra brzuszka. Kiedy już znajdzie, używa nożycowej gęby i ryjka, żeby się dobrać do krwi naszego pupila. O ile nie zostanie znaleziony, pasie się spokojnie i czasami odpada, po osiągnięciu rozmiarów zielonego groszka.
Kleszcze można usuwać, ale można też zapobiegać ich wrogiej wobec psa działalności. Do usuwania kleszczy służy pęseta lub tzw. kleszczołapki, które zaciska się tuz przy skórze, aby potem, ruchem obrotowym, wykręcić drania razem z jego wszystkimi elementami. Należy to czynić zgodnie z ruchem wskazówek zegara według jednych albo w przeciwnym, według drugich, w każdym razie spokojnie, nienerwowo i zdecydowanie, a zarazem delikatnie, żeby mu niczego nie urwać. Całkiem skuteczne są też łapki w kształcie haczyków, dostępne z reguły w dwóch rozmiarach, do usuwania głodnych i napasionych kleszczy, albo urządzenie wyglądem przypominające kartę kredytową. Jest też pompka ssąca, która kleszcza wysysa razem z jego jadem. Istotne jest, żeby niechcianego lokatora usunąć jak najprędzej, przyjmuje się, że do 24 godzin nie zdąży niczym zarazić, chociaż gwarancji nie ma.
Ogólnie zdecydowanie lepiej jest zapobiegać niż leczyć. O sposobach zapobiegania ukąszeniom kleszczy traktuje kolejny odcinek.